Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski był może więcej znienawidzonym od niego, nad ich dwu, nie było nikogo...
Zamiast spodziewanego posła z Krakowa, przybył nazajutrz Bartosz, wioząc o nowych morderstwach i rabunkach w Wielkopolsce smutne nowiny.
Czeladź Dobiesława z Golańczy, napadła na dwór w Gołaczowie, złupiła go i zniszczyła; Przybko z Przysieki, chwycił dwu swych wrogów; inni poranili śmiertelnie Marcina z Zwanowa, w Obornikach wójta zabito... morderstwom nie było końca.
Bartosz opowiadał o tem niemal z radością, gdyż im większe panowało zamięszanie, tem się spodziewał rychlejszego końca, a dla niego jeden był tylko możliwy — to jest wybór Semka.
Tylekroć zawiedziony w ciągu roku książe, mniej już się nauczył rachować na wszystkie te proroctwa...
Odolanowski pan, choć doznał również strat ogromnych, choć ofiary poniósł ciężkie, starszy, wytrawniejszy, znosił je obojętniej.
Nie ukrywano przed nim tego, że Krzyżacy okazywali pewną skłonność zbliżenia się do księcia, a Bartosz nietylko z niemi, ale z niewiem jak nienawistnym wrogiem byłby się związał, byle mógł na swem postawić. Głosował więc śmiało, aby pieniędzy wziąć od zakonu i silnie się z nim sprzymierzyć.