Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od drugich mniej prawdopodobne, nazajutrz odwoływane.
O księciu mówiono, że z oddziałem swym i z Bartoszem to tu, to ówdzie się pokazywał i znikał. W Wielkopolsce Domaratowi Węgrowie brali górę.
Jednego majowego wieczora, gdy się go najmniej spodziewano, cicho, ukradkiem, z małą garścią ludzi zajechał Semko na zamek. Nie wjechał do dworca na koniu, zsiadł w bramce, i przyszedł pieszo. Służba przestraszona, pozrywała się na nogi, bo pan był straszny i surowy.
Ale tym razem szedł do swych komnat znużonym krokiem, obojętny, nie przywożąc z sobą nawet gniewu.
Rozsiał go po lasach i polach, wyczerpała się namiętność, przyszło po niej znużenie. Wyglądał jakiegobądź końca.
Zamek stary ze swym spokojem i ciszą wydał mu się gniazdem szczęśliwem, i w progu zadumał się, dlaczego to łatwe szczęście swoje postawił na kość jedną, aby kupić sobie lata całe wzburzonych nadziei, zawodów i klęsk.
Rady ojca i nauki brata na myśl mu przyszły za późno. Królem był niecały jeden dzień w życiu, a pokuta za tę koronę zdała mu się trwać wieki. Nie widać było jej końca.
Postradał wszystkie nadzieje, nagle odrastały one znowu! W Polsce nie było króla ni królo-