Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kujawski, popróbowawszy na różne strony, czy mu się nie uda namówić, aby szlachta na zjazd przybyła, można było wnosić z tego, że na ludzi nie patrzał i zapytany nie chciał odpowiadać.
Lecz Kraków i przedniejsi panowie, nie byli dla niego wszystkiem. Zdawało mu się, że mniejszą szlachtę, uboższą, owych panoszów i władyków, których znał w Wielkopolsce jako żywioł ruchawy i czynny, potrafi zyskać podbudzając ich przeciwko panowaniu wielkich rodów i bogatej starszyzny.
Puścił się więc pan stolnik szukać tych małych dworków i mniejszych ludzi, lecz z wielkiem podziwieniem swem, znaleść ich tu nie mógł. Małopolska a szczególniej te okolice, które przebywał wcale inaczej wyglądały. Pańskie majętności zajmowały obszary ogromne, ubożsi posiadacze do wielkich rodzin należeli i z niemi trzymali, właściciele drobnych kawałków ziemi, szlachty lub pół szlachty, których tyle znajdowało się w Mazowszu i Wielkiejpolsce, tu prawie nie było.
Nie było więc kogo jednać.
Przyjechawszy do wsi, zaczynał od tego Lasota, że pytał czyja była; okazywało się najczęściej, że albo klasztorna, kościelna, lub Leliwy jakiego Topora, Sreniawity, Różyca.
A z temi nie było co mówić. Głowy tych rodów siedziały w Krakowie.
Przewędrowawszy kawał krakowskiego nadaremnie, stolnik kujawski dopiero poznał dowod-