Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedwabiów, łańcuchów i klejnotów. Książęcą miał postawę.
Z Dobiesława z Kurozwęk złoto też kapało, lecz bez smaku na nim poczepiane, bo niedawno urośli, chcieli nadto popisać się ze swym dostatkiem.
Na twarzach Wielkopolan malowała się niecierpliwość i gorączka, Krakowianie siedzieli ostygli i na pozór niemal obojętni. W tłumie szlachty gwar i szmer się rozchodził, senatorskie ławy milczały.
Na twarzy Bodzanty wyczytać było można jakby trwogę i niepewność. Biedny arcybiskup myślał, że dopóki króla nie będzie prawowitego, na przemiany mu z obu obozów będą dobra najeżdżać i pustoszyć.
A szło mu wielce o siebie i o duchowieństwo.
Semko stał strwożony także, ale z twarzą męzkiego wyrazu, w której pobłyskiwała niecierpliwość hamowana siłą.
Wśród szmeru zagaił arcybiskup modlitwą do Ducha Świętego.
Po nim biskup Mikołaj odezwał się, prosząc o odpowiedź na poselstwo królowej.
Szło Wielkopolanom o to, aby piewsi przyszli do słowa i odrazu Semka postawili jako wybrańca do tronu.
Świdwa począł mówić, z tą rycerską gorąco-