Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mała z Oleśnicy, Jędrzej ze Swerzadowa, Wierzbięta ze Smogulca, Cedro z Morgonina, ludzie tak zapamiętali jak on. Ci także klęli się, że gotowi w popiół obrócić wszystko, a broni nie złożą.
Dla strwożenia Nałęczów, gdziekolwiek spotykali osady ich, dwory, żony, dzieci, grabili, odzierali, zabijali.
Wojna wrzała zajadlejsza niż kiedy była, okrutna, zbójecka, nielitościwa, wzmagająca się z obu stron zemstą za każdą łupież, mord i napaść.
Gdy Świdwa dwór wielki górny nad zamkiem i miasto zajmował, zamku samego nie mogąc tak otoczyć, aby przystępu do niego nie dopuścić, — Domarat wyruszył z Poznania zbierać ludzi, robić zaciągi, aby przedłużyć wojnę.
Spodziewał się utrzymawszy czas jakiś pomocy z Węgier od Luksemburczyka. Siły jego tymczasem, jak niegdyś Białego księcia, zwiększały się temi wszystkiemi, co samopas rozbójstwem się parali, a teraz na zawołanie do bezpieczniejszych szli rozbojów. Oprócz tego od Sasów i Brandeburczykow ludzi trochę mu przybyło, a z Grzymałów co żyło szło, bo w domu wysiedzieć nie mogło...
Z Pomorza, z Kaszub, ludu też swawolnego zgromadził Domarat siła.
Zaledwie Świdwa zaciągnął na górny dworzec w Poznaniu, i miał się czas cośkolwiek roz-