Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mostw, a sam szturmem zarządził. Ludzie ukazujący się na murach dla obrony, od zręcznych łuczników kilka postrzałów dostali. Tymczasem główne wrota wybijano.
Drugiego dnia gdy więcej ludzi pod zamek przybyło, szczupłej załodze jawnie rąk zaczęło braknąć, aby się dokoła opędzać mogła.
Na zagrożone więcej miejsca, zbiegali się ludzie, ale inne stały opuszczone. Bartosz umiał z tego korzystać zręcznie. Zamek był zagrożony. Gdyby nie nadchodząca noc, wrota spodziewano się opanować.
W nocy oblężeni mieli czas je na nowo popodpierać i wzmocnić.
Dnia następnego spodziewano się na pewno zamku dobyć, gdy z nad bramy zatrąbiono i Spytek Grad pokazał się na wyżkach.
Nie przyznał się do tego, że już jeść prawie nie mieli co, a żądał, gdyby zamek oddał, aby mu cało z ludźmi, końmi, orężem i taborem wyjść dozwolono, nie napastując go.
Bartosz, który go znał, napróżno usiłował na stronę swą przeciągnąć, uparty Grzymalczyk, przy swej chorągwi chciał stać wiernie.
Wojewodzie chodziło wiele o zyskanie na czasie, a obsadzenie co najwięcej zamków, on, Bartosz, wszyscy się w końcu zgodzili, aby załogę wypuścić. Szlachcie też zdobycie Pyzdr