Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siebie, czuł i wiedział, że Krzyżacy w tyle pozostali.
Wiatr odnosił głos, tak że jadący za niemi w pewnem oddaleniu, niełatwo go pochwycić mogli.
Korzystając z tego, gdy już niebardzo daleko byli od miasta, Witold odezwał się zniżonym głosem.
— Patrz, Semko, abyś się ze mną widział i mówił na osobności. Jest tego potrzeba wielka. Tu tylko ci to powiedzieć mogę, że dla mojego i twojego dobra starać się o to powinieneś, ale podejrzenia nie obudzając!
Ponieważ tentent koni krzyżackich znowu bliżej się dał słyszeć, brzęk łańcuszków i oręża ich; Witold natychmiast głośno począł dopytywać o Janusza i siostrę Dawnutę.
Wyśmiewał miłość pokoju jego i wieśniacze życie...
Semko na wezwanie, które usłyszał i zrozumiał, odpowiedział kilka słowy niewyraźnemi, a Witold zaraz, dla niepoznaki, towarzysza swojego Kurta przywołał i o łowy jakieś rozpytywać począł.
Zajechali tak aż pod zamek, do którego gdy już wciągać mieli, Witold się zatrzymał i poprosił, ażeby go Kurt do płatnerza prowadził, gdyż umówić się potrzebował o naprawę swoich zbroi.
Semko więc osobno, z orszakiem swym na