Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dokończył aż nad ranem. Zajął się potem osznurowaniem listu i mocnem jego opieczętowaniem, położył adres i dopiero odpoczął, gdy zawinięty w kawałek płótna położył na stole.
Kury piały w miasteczku, ruch, który zaledwie był ustał rozpoczynał się na nowo, gdy Bobrek rzeczy swoje pozbierawszy, zawinąwszy je w troki, opończę i kożuch nagotowawszy, szedł, aby wyszukać gospodarza.
Długo mu coś szepcząc i zalecając, wręczył pismo, dał kilka pieniążków w rękę, zszedł po wschodkach do stajni i parobkowi konia kazawszy podać, do którego węzełki przytroczono, ruszył w ulicę...
Spuszczał się pono na własny rozum i szczęście, wprost bramą Bocheńską na krakowski gościniec wyjeżdżając, nie wyszukawszy sobie wprzód towarzystwa.
W istocie nie było o nie trudno na tej drodze, bo wielu panów, choć sami jeszcze w Wiślicy pozostawali, dla ciasnoty i niewygody, dwory swe przodem wyprawili.
Szły po grudzie zwolna wozy kryte skórami, jechali i szli ludzie, nie zbywało na wesołych dworakach, których mijając zwolna Bobrek przypatrywał się i przysłuchiwał im, myśląc kogo miał sobie wybrać do towarzystwa...
Nawykły do włóczęgi niemal po wszystkich ziemiach Polski i sąsiednich, mówiący kilku ję-