Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowano, witano, przypominano, zapoznawano, głośno każdy mówił o tem, co na sercu miał. Nikt się taić nie myślał z tem co przynosił, a wielu z czasu korzystając nawracać się starali tych, co nie wiedzieli, w którą stronę iść mają.
Markgraf Zygmunt, który się na ten dzień dla okazu i oślnienia, przystroił jak nigdy, czekał tylko na poselstwo węgierskie i panów krakowskich, aby z niemi jak ze dworem swoim wynijść do zgromadzonych.
Domagał się koniecznie, aby mu siedzenie, nakształt tronu wystawiono na wywyższeniu osobno. A że na zamku był stary tron Kaźmierzowski, na nim koniecznie zasiąść sobie życzył.
I posadziłby go był na nim Domarat z Bodzantą, ale się ulękkli, ażeby szlachty widokiem tego tronu więcej jeszcze nie rozjątrzyć. Tłumaczyli mu więc, że w Polsce, nawet koronowani królowie, gdy publicznie występowali, nie mieli ani wyższego ani innego krzesła, tylko takie, jak arcybiskupi, którzy też stanowi duchownemu królowali.
Dwa więc jednakie siedzenia ustawione być miały dla Bodzanty i dla młodego Zygmunta. Przy tych zająć mieli miejsca posłowie królowej, dalej starszyzna krakowska i wielkopolska.
Musiał się na to zgodzić Zygmunt, rachując, iż choćby wspaniałym ubiorem wszystkich zaćmi, i majestat swój okaże. Na dzień ten wdział co