Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom II.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gospodarza, o którym wiedzieli, że w bliskości na wsi mieszkał. Tomko mu było na imie. Znał go Pawłek dawniej i zarzuciwszy na się kożuch, wybiegł przeciw niemu.
Myśliwiec nierychło go sobie przypomniał i poznał, ale gdy przemówił, zsiadł zaraz do niego, aby uścisnąć. Stary Włodek, który już był na modlitwie, nie wychodził do syna.
— Ty, tu? — zawołał młody — a skądżeś się wziął! co cię tu przyniosło! Wpadłeś biedaku na post i umartwienie, na pokutę do ojca mego?
Nałecz prędko spowiadać mu się począł ze wszystkiego i zaprowadził go do izby, w której Zaręba odziewał się dopiero. Powitali się.
Tomko, który na dworze książęcym probował żyć, a niepowiodło mu się, Przemysława nie bardzo lubił. Słuchał więc powieści, gorąco potakując i biorąc ją do serca.
— Wy tu nie macie co robić — rzekł — jedźcie ze mną. Ja, choć ojca kocham i szanuję, z nim bym pono nie wyżył. On teraz tak się do nieba dobija, jak dawniej żywot pełnemi spijał.. Wola jego! Wszystkim jednak tak żyć trudno. Z tej dziatwy, którą w mnisze habity pozaszywał, zawczasu już mu dwoje starszych dziewcząt i ze trzech chłopców przez tyny pouciekało.
Tomko śmiał się, ale u drzwi posłyszawszy kroki, zamilkł.
Stary Włodek z rękami rozpostartemi wchodził