Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchajcieno, ojcze — rzekł powoli. — Dobra rzecz ziemi szmat wziąć i srebra.. ale jabym od Przemka wolał grzywny. Da ci kawał wielkiej Polski, niepokój kupim sobie. I on i Kaliski będą napadali, tchnąć nam nie dadzą, aby wydrzeć nazad... Jabym mu okup sowity kazał dać.. i puścił do licha...
Sonka potwierdzała.
— Dobrze mówi! rozum ma!
Ale Rogatka łajać począł ją i syna — dopiero postrzegłszy, iż się gniewu nie zlękli, złagodniał.
— Da ziemi czy nie, a żądać trzeba — rzekł. — Mów, że ziemi chcę!
Grajkowi śpiewać kazał i zaświstał nutę, którą on pochwycił.
Otyły, zwolna powlókł się do czarnej izby. Od owego dnia, gdy ich w bitwie pobrał do niewoli, nie widzieli się z sobą.
Henryk młody był, rycerską, dzielną miał postać, ale przed czasem się roztył, a ojcowskie rozpasanie trochę na nim widać było.
Przemko ujrzawszy go wchodzącego, zadrgał cały, z ławy się nie podniósł. Gniew zwyciężonego zawrzał mu w piersi. Henryk powoli szedł ku niemu.
— A no! — rzekł — wysiedzieliście już pokutę.. czas by wam do domu... Młoda żonka na was czeka! Ojciec mnie tu posyła. Chcecie na swobodę? z niewoli darmo nie puszcza nikt!