Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Zborowski idąc.

Boskie wyroki zbawić go nie mogą,
Był zbrodniarzem wiek cały. Srogi na zbrodniarze,
Bóg miecz mój tutaj zesłał — Bóg nim go ukarze!
On zginie!


Mołnia wyrywając się.

I ty zginiesz!


Zborowski.

A tak — jutro rano,
Przyjdziesz pewnie mnie zabić — dobrze że wiem wcześnie,
Rozkażę by cię do mnie co prędzéj puszczano,
Wstanę żebym téj chwili nie utracił we śnie,
Będę czekał — tym czasem.



SCENA   XIV.
Ciż sami. Gdy Zborowski ku drzwiom idzie na prawo, wychodzi z nich Grabarz, pogląda i cofa się z przestrachem. Zborowski oglądając się na Mołnię, nie widzi go z początku.
Grabarz cicho.

Zbrojni — o téj porze!
Czego chcą! ach na Boga! (cofa się na krok) — on śpi — to po niego!