Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Mołnia.

Zostawmy Bogu, on ich tam ukarze. —


Dymitr.

Oni nie Boga, oni mnie zabili,
Oni przed Bogiem padając na twarze,
Z pacierzem w ustach pierś moję krwawili —
Jabym ich męczył!


Mołnia.

Dość groźb Kniaziu drogi,
Na co się gniewać i serce drzeć sobie?
Bóg dobrym dobry! ale na złych srogi —
On ich ukarze — a ty po téj próbie
Nie będziesz wierzył, lecz mścić się nie trzeba.
Jeszcze ci kilku przyjaciół zostało.


Dymitr.

Kilku! miałem ich tysiąc co dla mego chleba,
Z ukrytém żądłem przedemną pełzało.
Dziś kilku — nié ma. I ten jeden — kto wie?


Mołnia.

O! ten prawdziwy! on tu jutro będzie,
On czeka na mnie ufny w mojém słowie,
Pobiegnę w miasto, będę szukać wszędzie,