Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogąc się wyprzeć, w pasyi wyszedł Władysław, odgrażając się na francuzów, iż oni szpiegują i donoszą, więc ich precz do nogi wszystkich ztąd wypędzi.
Przelękniona królowa wzięła na siebie wszystko i przyznała się, że sama nocną porą czatowała, aby widzieć przechodzącą ormiankę[1].
Król usta zagryzł.
— Pozwól sobie powiedzieć W. Król. Mość — odezwał się — że chodzenie po nocach w zamku wcale nie przystało dostojności królewskiej.
Z tem wyszedł, królowa się rozpłakała. Szczęściem des Essarts ją uratowała. Tej samej nocy wszczął się hałas, jęk i płacz w pokojach królewicza Zygmunta. Stał się tam przypadek jednej z nianiek chłopaka, który zmusił cierpiącą do krzyku, królowa więc mogła się tem wytłumaczyć, iż posłyszawszy hałas u Zygmunta, wybiegła zobaczyć co się stało.
Wszystko to króla Władysława do najwyższego stopnia niecierpliwiło; ale choć się na królowę odgrażał, im sam spadał niżej, tem ona uzyskiwała zwolna więcej władzy i poszanowania.

Podejrzenie nie przestawało ciężyć na francuzach, których królowa broniła. Nagle mściwy Pac zwrócił je na Bietkę.

  1. Rpm. Desnoyers. Hist.