jaką z panami senatory i posłami, mieszczanom się przez to nic nie stanie.
Bielecki zamruczał.
— Pułki cudzoziemskie...
— One miastu rychlej korzyść niż szkodę przyniosą — przerwał Władysław — pod moim bokiem, na oku nie obawiacie się ich przecież?
Zmilczał szafarz.
— Idźże na ratusz do radnych — dodał król — czy i oni...
— N. Panie — począł Bielecki — święta prawda, że i w mieście i po przedmieściach taki popłoch, jakby tatarowie najść mieli; krążą pogłoski o krwawym konflikcie, który się gotuje. Kupcy perscy przybywszy, dotąd towarów wykładać nie śmieją; włosi też.
Szlachta z sobą ze wsi przywozi wiadomości, iż cudzoziemskie pułki dostały rozkazy, na Warszawę, na sejm... Jak się to u nas rozeszło, można łatwo zmiarkować, co z tego w mieście naszem urosło. Tutaj z lada ziarenka jak pocznie pęcznieć...
— Będziesz wiedział jak mówić — dokończył król dając mu znak ażeby odszedł.
Skłonił się Bielecki.
Wprost z pokojów od króla, zleciwszy swój urząd szafarski pomocnikowi, czapkę wziąwszy tylko, wyszedł z zamku. A tuż we wrotach mu się nastręczył Płaza.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/145
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.