Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przywilej nie może być podpisany, ni przypieczętowany.
— Ho! ho! — potrząsnął głową Płaza — a toć wiele!
— Nie dotrzymuje król słowa — dodała Bietka — to prawda, ale musiał je dać.
Nowe tedy panowanie się zdało zapowiadać.
— Król-bo — dodał Bielecki — haniebnie podupadł przez tę podagrę i cierpi srogie męki. Zamek się czasem od krzyków jego rozlega.
Choroba to, z którą doktorowie powiadają, można żyć długo, ale co życie warto w takich boleściach.
A odejdzie cokolwiek N. Panu, że wstać może, zaraz na polowanie, i ani w jedzeniu ni w piciu się nie powstrzyma.
Tu Bielecki nie kończąc się po ustach uderzył, dając znak, że o reszcie zamilczeć musi.
Mówiono i o królewiczu, który przez niemkę w początkach od macochy był zrażonym, ale powoli zdawał się teraz zbliżać do niej. Król na to nie nalegał. Na chłopaku wszyscy największe pokładali nadzieje.
— Drugiego potomka trudno się spodziewać — dodał Bielecki żartobliwie — król myśleć o tem nie ma czasu.
Przez cały prawie obiad rozmowa się tak obracała około spraw powszednich, a głównie około sejmu.