Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myśli tych król nie zwierzał pewnie nikomu oprócz przyjaciela, a Kazanowski znał nadto ich wagę, aby śmiał komukolwiek choć cząsteczkę z nich powtórzyć; tymczasem cudem jakimś, tą intuicyą, którą miewają tłumy, szlachta biedna, nieprzenikająca wcale, nieświadoma, ślepa, w powietrzu czuła jakieś gotujące się na jej swobodę zamachy.
Są takie doby dziejowe, momenta, w których w istocie niewidome myśli ulatują w powietrzu i wszyscy je czują w sobie, połykając je w każdem tchnieniu.
Dla p. Adama Kazanowskiego szczególniej król, którego on widywał we wszystkich jego przystrojeniach i nago jakim był, musiał być osobliwą zagadką.
Staruszkom senatorom przybywającym do ucałowania ręki N. Pana, aby mu odradzać wojnę, a prosić o pielęgnowanie szacownego zdrowia swojego, odpowiadał śmiejąc się, iż te pogłoski o prowokowaniu wojny były niedorzeczne! On! ze swą podagrą! Zapewnił ich, że o pokój się tylko stara i niczego nie pożąda więcej.
Nazajutrz niemieccy pułkownicy słyszeli od niego wcale co innego i ostatek klejnotów szedł na wojsko, na działa i prochy.
Młodzież starał się rycerską sławą rozbudzić do czynów; powolniejszym starszym obiecywał