Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nietyksza biegł ciągle za nią.
— Gdyby nie służba u księcia — wołał — jabym się ztąd krokiem od progu nie ruszył i jak piesbym się u drzwi położył. Zlitujcie się, nie lekceważcie.
Bietka dała mu znak i pierzchnęła.
Czasu w istocie dnia tego nikt nie miał do stracenia na zamku.
Gotowano się do zapowiedzianej uczty. Wszyscy panowie senatorowie duchowni i świeccy, urzędnicy wielcy, posłowie cudzoziemscy, rycerstwo przedniejsze, szlachta przybyła z ziem różnych miała się znaleźć na zamku Nie wiedziano na ile osób rachować, bo na takie przyjęcia ogólne zaproszenia starczyły, a każdy co się mógł ubrać pięknie, ciągnął na zamek i cisnął się do sali; nikt nie śmiał pytać i bronić wnijścia.
Spodziewano się więc natłoku.
Z powodu cudzoziemców król wymagał i Kazanowskiemu polecił, aby najwspanialej wystąpić.
Szło o splendor korony, a raczej dwu, bo Władysław zawsze jeszcze tytuł szwedzkiego też króla nosił.
Wiedziano tu jak świetnym był dwór francuzki, nie chciano dać się zaćmić.
Król też od rana nie miał spoczynku, bo mu się przybywający pokłonić chcieli, a mnóstwa drobnych trudności etykiety, rozwiązania od niego się domagano.