Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznemi pieniędzmi, i po kilka tysięcy złotych, co na owe czasy było sumą już wielką, pożyczał.
Z pozoru był niepokaźny, z krzywemi w kabłąk wygiętemi nogami, przysadkowaty, z grubym karkiem, włosami jak szczecina twardemi, rękami długiemi, twarzą okrągłą zawsze czerwoną i plamistą, wąsikiem rzadkim i rozbitym, tak że go nigdy skręcić nie mógł, wyglądał na parobka. Mówił śpiesznie, jąkając się i zatrącał z mazurska, co naówczas za znamię chłopskiego pochodzenia miano, choć niesłusznie.
Pannie Amandzie, gdy ona czego zażądała od niego, nigdy nie odmówił, choćby karku miał nadkręcić. Wierzył w jej rozum i potęgę, a po cichu czasem, od śmierci królowej Cecylii, mawiał.
— Zobaczycie, ona jeszcze się kiedyś na królowę wystrychnie.
Ambicyi nie miał wcale, ani za tytułami, ani za popisywaniem się sobą nie ubiegał się, ale całą swą mądrość i zabiegliwość na robienie grosza obracał.
Obok tego, miał namiętnoskę skrytą do pięknych kobiet, ale gdy do konfliktu przyszło między nią a pieniędzmi, ona ulegać musiała.
Benedyk, za czasu gdy Bietka była jeszcze przy królewiczu i pod rozkazami Amandy, razem z wielu innymi biegał za nią, równie bezskutecznie jak drudzy. Ta tylko była różnica mię-