Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przechwalili jej piękność wielce; nigdy nie była piękną, a dziś jest to kwiat dawno uwiędły.
Zdaje się, że wie, iż ją tu poprzedziły wieści... mogła też to poznać po mnie. Niech wie co ją czeka.
Jestem zmuszony, tak, dla Francyi jestem zmuszony ją przyjąć, ale naprzód zwlekę z koronacyą, a u nas królowa niekoronowana za królowę się nie liczy, i żyć z nią nie będę. Nie, nie będę!
Podniósł oczy ku niemce.
— O — drżącym głosem odparła pochylając się Amanda — straszą nas tą panią posłową. Ma to być kobieta niezmiernie zręczna i przewrotna.
— Nic tu polityka jej nie pomoże — począł król — ja mam mój cały plan osnuty. Wiem, że ona przecież bawić tu długo nie może. Pozostanę chorym, nie zbliżę się do królowej. Będzie musiała Warszawę opuścić, francuzów znaczniejsza część pociągnie za nią. Pozbędę się natrętnej marszałkowej. A potem królowa mieć będzie swój dwór, ja mój, i możemy się nie znać wcale. Ja trybu życia zmieniać nie będę i dlatego od dziś dnia to chciałem jawnie okazać, że się z tem kryć nie myślę.
Oddychał ciężko król, mówił prędko, chwytał i rzucał co miał pod ręką, nie słuchał nawet co mu podszeptywała niemka. Pomimo wielkiego