Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasem mieszczanie o swoją niezależność troskliwi, bojaźliwi do zbytku, uroili sobie, że z wjazdu tego chciał król skorzystać, aby zamach na opanowanie miasta dokonać. Opierali się więc wpuszczeniu rycerskich pocztów, otwarciu bram, oddaniu kluczów, i do ostatka bronili przeciw wymaganiom Radziwiłła, który napróżno im poprzysięgał, że najmniejszej krzywdy nikt im czynić nie myśli, ani się król chce targnąć na ich samorząd i niezależność wewnątrz miasta. Potrzeba było nadzwyczajnych z jego strony wysiłków, poręczeń, ażeby wymódz otwarcie swobodne wrót, wpuszczenie wojska, a potem wreszcie należne dla królowej honory i podarki.
Bramy wprawdzie tryumfalne, obrazami poprzyozdabiane, były gotowe, ale miasto w początku niemi się wykupić chciało od innych ceremonij przyjęcia, które niebezpiecznemi mu się wydawały. Trafili właśnie gdy na ratuszu z Radziwiłłem panowie radni, nastraszeni niełaską króla, ostatecznie się, radzi nie radzi, układali z księciem. Rebisz więc musiał być na swem urzędowem stanowisku.
Tymczasowy przytułek Bietka znalazła u kupcowej, która się tak do niej przywiązała, że gotowa ją była jak do rodziny należącą zatrzymać przy sobie. Ale o tem mowy być nie mogło. Umiejąca korzystać ze wszystkiego Bietka, opanowała Nietykszę. Wiedziała, że Radziwiłł był wy-