Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robić mogła i zkąd się tu wzięła, niezmiernie był spotkaniem uszczęśliwiony i gorąco się tak zajął saniami Rebiszowej, nią, dziećmi, nie mówiąc już o dziewczęciu, że w godzinę potem, chociaż jednego konia postradał woźnica, z resztą się jakoś, przy pomocy ludzi Radziwiłłowskich wydobyli na gościniec, który był niedaleko. Zawierucha jednak rozpoznać go wprzódy nie dozwalała.
Bardzo już późną nocą zmarzli, zbiedzeni wszyscy razem, Nietyksza, jego wozy, ludzie i Rebiszowa dostali się do wioski tak zasypanej śniegiem, że kominy tylko i żórawie studni gdzieniegdzie sterczały. Tu musieli przez cały dzień spoczywać i dla kobiet i dla koni też, a tymczasem po drogach cokolwiek się przetarło i odwilż śnieg przygniotła.
Nietyksza żwawy, ochoczy, wytrwały niezmiernie a humoru nigdy niczem niezamąconego litwin poczciwy, dopełniwszy swojego obowiązku około wozów książęcych, cały się oddał Bietce na posługi. Spotkanie z nią, zbliżenie się do niej wydawało mu się takiem szczęściem, że szalał prawie.
Bietka, która go zawsze lubiła, bardzo była rada, iż Nietykszy a nie komu innemu ocalenie była winną. Rzecz naturalna ofiarował się on już prowadzić aż do Gdańska kobiety, a tymczasem we wsi tej przez cały dzień tak się niemi dobrze opiekował, że im na niczem nie zbywało i nawet