Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uściskawszy ze łzami razem i śmiechem starą Mingajłowę, jednego zimowego ranka siadła Bietka do sani z panią Rebiszową i jej dziećmi, młodsze z nich wziąwszy na kolana, i w imię Boże puściła się w tę podróż awanturniczą, dumna tem, że ona — ona biedna, nieznana dziewczynina jedzie ratować królowę!
Ks. Stoczek błogosławił zadumany, opierać się nie mogąc, ale do końca przeciwny i smutny.
Dziewczęciu teraz o nic już nie szło tylko o pośpiech, aby coprędzej dostać się do królowej.
Ale podróż zależała od śniegu, mrozu, gościńców i koni, ciągnęła się więc dłużej niż rachowano; Bietka miała więc czas bliżej się zapoznać z Rebiszową i przyjaźniąc z jej dziećmi, pozyskać sobie, tak że po dniach kilku były już na stopie poufałej i serdecznej. Kupcowa jednak nie wiedziała nic więcej nad to, że wiozła dziewczę, które w służbę królowej dostać się pragnęło.
Byli już o półtora dnia tylko od Gdańska, wedle rachunku Rebiszowej, gdy dnia jednego nad wieczór, podczas przebywania lasu, wzięła się zadymka śnieżna, która wśród gęstych drzew mało się im czuć dawała. Dopiero gdy w pole później wyjechali, woźnica znalazł drogę tak zawianą, a śnieg coraz gęstszy tak sypał miotany wichrem, że wkrótce prawie już dalej jechać stało się niepodobieństwem, a i do lasu zawrócić, aby