Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/062

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    woli sprzeciwiać się nie chce. A na dowód, iż gniewny nie jest, polecono mi nawet w imieniu królewicza oddać pannie Biecie tę małą pamiąteczkę.
    Uradowana staruszka przywołała zaraz dziewczę, które od krosien przybiegło całe obwieszone jedwabiami. Postrzegłszy Paca zachmurzyła się i cofnąć chciała, ale ciwunowa ją kilku słowami uspokoiła.
    Bietka odetchnęła.
    — Proszę królewiczowi podziękować — rzekła przypatrując się kanaczkowi, który w rękach trzymając na różne strony obracała do światła. — Da Bóg, że może mu się odwdzięczę, gdy z pod panowania niemkini go wyzwolę, o co nieomieszkam się starać, choć zdaleka.
    Wojewodzic się uśmiechnął z tej przechwałki.
    — Zdaleka będzie to trudniej niż zblizka, a nie udało się przecie, gdyś panienka była z nami, dajmy więc pokój królowej Amandzie, bo ona i tak dosyć jest nieszczęśliwa. Gryzie się zawczasu przybyciem królowej.
    — Niechżeby była swoje książątko zachowała na złą godzinę — dorzuciła złośliwa Bietka.
    To mówiąc i nie chcąc przedłużać rozmowy, Płazianka zdala etykietalnym ukłonem pożegnała wojewodzica, uśmiechnęła się szydersko i tryum-