Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreście, ja wam to powiedzieć mogę, iż na stały pobyt teraz zostać nie wolno mi, muszę wprzód na kresy powracać, gdzie się jeszcze moich węzełków trochę zostało... i jam niewolny. Dziewczyny z sobą zabierać ani myśleć.
Potarł się po głowie.
— Rozmówię się z nią — dokończył trochę frasobliwie — bo tylko co jej nie widać, przyjdzie pewnie.
Po obiedzie nad wieczór nadbiegła w istocie Bietka, zarumieniona, roztrzepana, niespokojna. Przyniosła ze sobą pierścionki matki, nad któremi Płaza zapłakał. Usta się jej nie zamykały, była jak upojona i w gorączce. Na dworze wszyscy już o tem wiedzieli że znalazła ojca, ale niekażdy się temu radował. Sierotą była swobodniejszą, teraz się trzeba było na pana rodzica oglądać.
Jedna może panna Amanda uradowała się wiadomości, przewidując, że Bietkę ze dworu wezmą, bo jej pod bokiem mieć nie chciała. Obie się nie lubiły oddawna.
Bieleccy oboje ojca z córką pozostawili na swobodnej rozmowie, którą też stary niebawem rozpoczął od tego, że życzenie swe wyraził, aby ze dworu ją odebrać.
— Nie mam cię dokąd wziąć — dodał — ale obmyśleć muszę i znajdę uczciwą rodzinę, u której będziesz mogła przemieszkać dopóki ja