Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrzawy i hałasu uśnie, uciszy się li hałas, to się przebudzi. Tak z tą dziewczyną, do wrzawy nawykłą: spokój jej dać i cichy żywot, nie wytrwa w nim.
Troska ojcowska już go ogarniała.
— Bóg z tobą — rzekł Stoczek, pocieszając. — Z tego coście mi mówili, wnoszę, że dziewczę roztrzpiotane, ale zepsute nie jest. Mogło już do tego czasu siła nabroić, gdy ją ze wszech stron kuszono, przecież mówisz to i ty i drudzy, że pozostała uczciwą... niema więc czego rozpaczać.
— Ale niepokoju będzie dosyć — dodał Płaza. — Teraz wam i do tego się już przyznać muszę, żem w podróż ruszając całego mojego mienia nie zabrał z sobą. Pozostało w pewnem miejscu zakopanych na Chortycy dosyć złota i klejnotów, które z łupów podziału na mnie przyszły. Nie wiem sam na ile to szacować, ale pewno nie mniej nad kilka złotych tysięcy. Muszę więc na Niż, choćby dlatego skarbu powracać, a jak się ztamtąd wydobędę? Ciągle mnie podejrzewali że chcę od nich odstać, nie spuszczą z oka.
A na czas, gdy mi na Niż jechać przyjdzie, komu dziecko powierzyć? Jednych Bieleckich znam, ale, prawdą a Bogiem, jejmość dawna królewska faworyta, płocha niewiasta, dziewczęcia jej powierzyć niemożna, bo cnoty nie ma za nic.
Płaza się ujął za włosy i począł je targać.
— Więc — dodał — jak z jednej strony jest