Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A no, mój poczciwy stary — odparło dziewczę swawolnie — przejrzyjże się też w lustrze i powiedz do czego to podobne, żebyś ty szalał za mną? Ja ci to dawno chciałam powiedzieć, że gdybyś nie wiem jakie krocie miał, nie pójdę za ciebie, tak jak nie pójdę za nikogo, jeśli go nie pokocham.
— Alboż ja kiedy mówiłem wam — przerwał Płaza — że się żenić chcę? W istocie szalonymbym był, gdybym myślał o tem.
— No, więc gorzej jeszcze — zaśmiała się Bietka — bo chcesz mnie chyba uwieść i kupić, a mnie ani nawet król ze swemi skarbami, ni w świecie nikt nie zbałamuci. Nie, nie!
— Ja też wcale o tem nie myślę — począł spokojnie Płaza — sto razy wam mówiłem, dlaczego się tak do was przywiązałem. Przysiągłbym niemal, że jesteś córką moją.
Bietka się tak śmiać poczęła, iż się za boki brała i padła na krzesło chichocząc.
— Chcesz, bym temu wierzyła! — wołała — a! stary bałamucie, niezręczna to sztuka.
— Posłuchajcież mnie choć raz spokojnie — odparł Płaza — a potem będziecie sobie myśleli co chcecie. Macie wiek mojej zagubionej córeczki, mówicie że wasza matka była z Krakowa, że mąż jej, popełniwszy jakąś straszną zbrodnię uszedł i gdzieś zginął; naostatek jesteś podobna do matki twej jak dwie krople wody i masz toż