Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A zkądże wy o tem wiecie? — spytał zdumiony księżyna.
— Mój Boże, tyle lat temu! ani wy mnie ani jabym was może nie poznał teraz, gdybym wczoraj przypadkiem nazwiska nie posłyszał.
Stoczek z jakiemś rozrzewnieniem się w starego znajomego wpatrywał długo.
— Otóż — zawołał — jakby głęboko w siebie wszedłszy — otóż ja wam powiem, że alboście wy Lasotą Wierzbiętą, albo... nie wiem!
Nie było w podwórku przy szkole nikogo i stary mu się rzucił na szyję.
— Jam jest — rzekł — ale cicho Jacusiu! bo mnie, jak sobie przypomnisz (jeśliś o tem wiedział), wielkie nieszczęście spotkało. Lat wiele nie byłem tu, ale na wygnaniu srogiem, dalekiem, na pokucie. Powracam stary, z innem nazwiskiem... zwij mnie Płazą po matce.
Stoczkowi łzy się na powiekach zalśniły. Była to godzina właśnie, gdy chłopięta ze szkoły szły na miasto z garnuszkami i miseczkami drewnianemi, miał więc czas ks. Stoczek.
— Mój miłościwy panie — rzekł z dawną pokorą pokłon czyniąc Płazie — jeżeli moją ubogą izbą nie pogardzicie, zajdźcie do mnie. Nie gorszcie się tem, że ja w takim, mogę powiedzieć, chlewku mieszkam; jestem kapłanem, sługą tego Boga, co się na sianku w stajence narodził, więc