Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staś się zamyślał —
— Stało się rzekł, niechciała mnie, odepchnęła, a nadto mam dumy, abym prosił, nawet o miłość kobiéty.
Nazajutrz i dni następnych, August ocenił lepiéj młodą cudzoziemkę. Była to jedna z tych istot prawdziwie kobiécéj natury, łagodnych, anielskich, bez żółci w sercu, bez gniéwu, urodzonych na osłodę życia, drugim, na poświęcenia bez końca. Prosta naiwna, otwarta, łączyła znajlepszém wychowaniem wieśniaczą szcézrość. Nic w niéj niebyło udanego, zmyślonego, pokazywanego tylko dla oka, wszystko szło z duszy, —
Stanisław kochał ją nie tą piérwszą miłością, jaką uczuł dla Julij, miłością burzliwą, ognistą, namiętną, niepohamowaną, a krótkotrwałą, nie tą miłością exaltowaną, idealną, poetyczną, jaką go natchnęła Natalja, ale przywiązaniem czułém, spokojném, i trwalszém, bo spokojném, opartém na poznaniu jéj charakteru, na ocenieniu jéj pięknéj duszy. Miał dla niéj uszanowanie jakie mamy dla niewinności dziécięcia, miłość ojca i kochanka razem,