Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Juljo — rzekł Staś, te myśli smutne zwiększają twoją chorobę —
— A! chciałżeś żebym była wesoła? spytała — Myślisz że niewiém, iż muszę umrzéć, że umrę —? Chorobę! Ja jestem zabita i konam powolnie.
— Ach! nie mów tego przez litość.
— Nie ty mnie zabiłeś, ale miłość moja, miłość ostatnia, znieść szczęścia nie mogłam, byłabym i tak umarła. Wyczerpały się siły, tyle doznałam w życiu, tyle przeciérpiałam — I dość już wszystkiego, teraz czas odpocząć, zasnąć — na wieki!
A spójrzawszy na Stanisława dodała —
— Jeszczem dziś taka szczęśliwa! tyś nie ze wszystkiém zapomniał o mnie, ty mną nie wzgardziłeś. W twojém sercu została resztka przywiązania, może tylko litości, dziś i tego mi dosyć, i za to takem ci wdzięczna — Oderwać się od ukochanéj, od szczęścia, aby przybyć patrzéć na umiérającą — O! tyś bardzo litościwy. Stasiu, tyś mi tém wiele wynagrodził. Powiédz mi — rzekła po chwili — ona cię