nym pokoiku, którego dwa okna zasłonione były firankami na wpół zapuszczonemi, siedziała Julja u stolika i pisała cóś szybko. Twarz jéj wychudła nosząca ślady cierpienia, czerwieniła się w téj chwili dwóma rumieńcami mocnemi, które jakby wykrojone leżały na bladém licu. Ubrana była we włosy tylko gładko uczesane, czarną suknię i szal czarny. Oczy jéj ożywione były blaskiem niezwykłym, ręce drżące; nim doszedł Staś, posłyszał kilka razy powtórzone kaszlanie. Wyjrzała przezedrzwi.
— A to ty! zawołała. Jakżem ci wdzięczna żeś przyjechał! Lecz cóż ci się stało, żes nie widząc się ze mną, nie czekając na mnie, uciekł z Dubna?
— August, zabełkotał nieśmiało Staś. August chciał — musiał, wymagał —
— Trzeba było napisać choć słówko, mniéj bym się gryzła i niepokoiła.
— Wyjeżdżaliśmy tak nagle —
— I dziś dopiéro przyjechaliście do domu?
— Wstępowaliśmy po drodze i to nam czas zabrało.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/46/PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Tom_IV.djvu/page76-610px-PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Tom_IV.djvu.jpg)