Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On mnie łajał! zawołał Ekonom.
— Było do mnie przyjść na skargę Ja Wasanu pokażę —
— Ej! panie sąsiedzie, ozwał się Regent nauczony już przez Antoniego — Na co nam te swary, czy to nie można zagodzić?
— Żeby jutro mnie napadł! zawołał Antoni — Ja mu tego nie daruję, temu rozbójnikowi. Do Sądu! do Sądu! będzie śledstwo! są świadkowie!
— Szanowny panie Antoni, na co to rozmazywać, niechaj zagodzi chłopa!
— O nie! co nie, to nie — nie daruję.
Tu dopiero Regent jął swego Ekonoma burować, Ekonom przysięgać się że nic nie winien, Antoni wrzeszczéć i odgrażać się. Po długim sporze rozeszli się, a w kwadrans chłop przyszedł sam oznajmić, że go zagodzili.
Nasi goście zjadłszy śniadanie, chcieli uciekać.
— Dalibóg, od obiadu nie puszczę, obiad gotowy, i zaprosiłem z drugiego końca są-