Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadskakiwał któréj z kobiét! Ona się domyśla, albo nawet wié o wszystkiém. Uwodzić ją dłużéj, byłoby tyranją — Potrzeba dla ciebie i dla niéj skończyć raz. Ty jéj już nie kochasz, ona się domyśla, oszukiwać jéj dłużéj niepotrafisz. Tyś nadto szczéry, ona nadto zna ludzi. Na co siebie i ją udręczać. Wierz mi Stanisławie, potrzeba zerwać.
— Ale ja tego niepotrafię — odparł Stanisław — ja nie umiem — ja —
— Napisz list, rzekł August.
— I więcéj jéj niewidziéć, po chwili wymówił Staś smutnie — A! ona taka biédna — ona tak ciérpi. Wolę ja się poświęcić —
— Przypomnij jednak, że nie sam siebie tylko poświęcasz, dodał August prędko, myślisz że to dla Natalij obojętne?
Wahał się jeszcze i namyślał Stanisław, ale w końcu przemogły rady wuja, usiadł pisać. Wiele kosztował go list ten któren sto razy mazał i kréślił, ale nareście skończył, z biciem serca zapieczętował i nie mogąc się jeszcze odważyć go wysłać, schował przy sobie.