Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówić o tém co boli — Pan jedziesz wprost do wuja —?
To wprost wymówiono było z przyciskiem, z wyraźną intencją. —
— Myślę, tak — odpowiedział roztargniony Stanisław — zapewne, bo jedziemy razem — A pani kiedy z tąd?
— Myślę że Prezesowa ułatwi swoje sprawunki jutro, więc i my jutro — Jam zawsze gotowa — Nie kupiłam nic nad kilka xiążek oddawna upakowanych —
W téj chwili zbliżyła się ciotka —
— Właśnie pytał mnie ciociu, pan Stanisław, kiedy wyjeżdżamy, odpowiedziałam mu, że niewiém; może go głowa boléć przestanie — dodała z uśmiéchem, nie rachując słów swoich.
— Jutro raniuteńko — odezwała się Prezesowa, wszystko gotowe do drogi i potrzeba być roztargnioną jak Natalja, żeby niewiedziéć że tłumoki dziś dzień cały tylko robiono.
— Ach! a moje książki! zawołała Natalja i wybiegła.