Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Natalja uśmiéchnęła się, podała jakąś xiążkę Stasiowi i odeszła na chwilę.
Tak przez cały wieczór ona i on, byli prawie razem, August udając że się zapalczywie bawi, spoglądał na nich ukosem, i powtarzał uradowany —
Similia similibus.
Powrócili do domu, Staś był widocznie weselszy, ciągle mówił o Natalij, dowcip jéj wychwalał, wynosił wyraz twarzy, spójrzenie, pełną uczucia rozmowę. August nie tylko potakiwał, ale pomagał jeszcze. Ledwie kładnąc się spać Staś westchnął, a usłyszawszy westchnienie, August podchwycił zaraz —
— Oho! coś wzdychasz, czy już cię czarne oczy podbiły —
— W téj chwili nie myślałem o nich. —
— Nie pozbędę się widzę tak łatwo téj Julij, rzekł w duchu August. Dobranoc.
— Dobranoc. I Staś z pełną sprzecznych marzeń głową, z pełném sprzecznych uczuć sercem, spać się położył.