Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nawet widok dziecka, bez losu — bez przyszłości?
— O! to najsroższe — rzekła po cichu, ależ nam cóś zostanie —
— Żylkiewicz powiada, że tak jak nic —
— Dla czegóż to na nas spadło jak piorun?
— Już co tego to prawdziwie nierozumiem rzekł Hrabia, ale to, temi interesami to tak zawsze wlecze się to, wlecze, a potém traf i — urwało. No bądź moje serce rozumna, tu chodzi tylko o dwa słowa podpisu i rzecz skończona, my wszystko bierzemy na siebie. Ja ci ręczę. Julciu, że się wszystko ułoży, a tam z resztą i kredytorom dać cóś będzie można Jakoś to będzie. Decyduj się więc moja droga, bo czas upływa, naciskają i potrzeba działać, niéma sposobu.
— Nie rachuj więc na mnie, śmiało odpowiedziała Hrabina — ja tego nie zrobię — Jak zniosę i czy zniosę ubóstwo, niewiem, niepojmuję — niepatrzę — Wiem że niezniosę podłości, zgryzot sumienia, cudzéj krzywdy.