Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu nie o sumienie chodzi, ale o interess, rzekł Hrabia żywo i trochę już zniecierpliwiony. Jedno z dwojga, Juljo, jedno z dwojga, albo się wyrzéc majątku, znaczenia, położenia w świecie, stósunków do których się przywykło, wygód życia, co się stały potrzebami, wszystkich przyjemności — zawiązać ubóstwem los naszéj córce, skompromitować się w oczach naszych współbraci — albo, albo —
— O! to okropnie! to okropnie! zawołała Julja rzucając się w krzesło i płakać zaczęła — Jesteśmyż już tak ubodzy? tak przyciśnieni, tak nieszczęśliwi!
— Ja sam tego niepojmuję, szepnął Hrabia, ale Żylkiewicz się przysięga że tak jest. Ja sam tego niepojmuję —
— Sromota, hańba! mówiła Hrabina
— Wystaw sobie, ciągnął daléj, Hrabia, jeśli się wyprzedać przyjdzie, co to za konsekwencje — Trzeba dom zamknąć, zrzéc się wystawy, żyć skromnie i prawie ubogo, córki niepokazywać i powiedziéć sobie, że jéj nie wydamy, słowem zabić się za ży-