Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O?? Tak jak przeszłego roku?
— Gorzéj?
— To nie może być.
— Niech JW. Graf posłucha.
— Ale daj mnie pokój z temi rachunkami, to nie moja rzecz, powiédz co zrobisz.
— Ja głowę straciłem zupełnie i gotów jestem wyrzec się wszystkiego. Mamy płacić blizko 600,000, a na to niewiém czy sto zbierzemy, prócz tego procenta od innych summ, których nieodbiérają, to niéma co i myśléć z tego wybrnąć —
— Jakto? Żylesiu — A układy?
— Nikt i słuchać niechce —
— No — to nie płacić —
— To majątek zabiorą —
— A! facecje Żylesiu, nie śmieliby!
— Ośmielą się niezawodnie —
— To nie może być —
— Słowem honoru ręczę Grafowi — tu niéma rady, jak przedać znaczniéjszą część majątków, a przynajmniéj klucz Ukraiński —