Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odrębnych i nam właściwych, fizjonomij naszych domorosłych, rodzimych, musi zwrócić oczy, ten gwar, hałas, nieporządek, rozśmiészyć. Jak to wszystko jeszcze z przeproszeniem, w półdzikie! A tuż obok klassa, żyjąca po europejsku, klassa europejczyków, i niżéj znowu ludzie zaledwie do człowieka podobni — Przepych, nędza, nieład, zbytek — gwar, szum, hałas, wystawność i nieczystość, razem — Żydzi, chłopi, ślachta, panowie, kupcy, urzędnicy, koniarze, bałaguli, żołniérze, xięża — wszystko się to widzi i spotyka. —
Na tym samym Rynku, którym przejeżdżają kocze i karéty Jaśnie Wielmożnych, stoją fury chłopskie z drzewem, sianem, zbożem, bryki kupieckie i czarna beczka dziegciarza. Lokaj wygalowanowany ociéra się o żyda, żyd o wielkiego pana wlokącego się pieszo na salę kontraktową. Na ulicy co za pomięszane rozmowy —
— Byłeś w Zamku?
— Byłem — będę na obiedzie — a ty?
— Idę do Alexandra na diabełka —
Bien bon jour, cemment ça va t’il —