Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na terminie Hrabiego niéma w domu, przed terminem powiadają, że jeszcze nie termin, po terminie, że już nie termin — i tak mnie wodzą — A czy to mnie jednego! Ot Pani Przyleska wdowa z czworgiem dzieci, cały fundusz powierzyła Hrabiemu — i teraz prawie o żebranym chlebie —
— A o Jéjmości? szepnął Pan Antoni —
— Jéjmościnych kochanków, jak piasku w morzu — mówił Onufry — Już co ta, to nie zmarnowała życia, mosanie, co użyła, to użyła! A te poczciwe hrabisko — wierzy w nią po dziś dzień, jak w samą cnotę. Teraz nawet na licha, zestarzała, a jeszcze się mizdrzy — ten Hrabiuk niedarmo tam siedzi —
— Kuzyn, szepnął któś —
— I bardzo bliski — odpowiedział Pan Onufry.
Wszyscy w serdeczny śmiéch.
— Niech się no pan strzeże, rzekł z cicha Antoni do Stasia aby i Pana nie zwerbowała — Staś pokiwał głową pogardliwie.
— Lubi Panie co raz co świéżego!
Któś z drugiéj strony stołu odezwał się —