Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy spójrzeli na Stasia, gdy wspomniał o polowaniu, a jeden podżyły, otyły, z ogromnemi faworytami jegomość, odezwał się mieszając swoją herbatę.
— To panie, polowanie grubéj zwierzyny, na grubego zwiérza.
Wszyscy się chórem rozśmieli; nawet Staś półgębkiem im dopomógł.
— Jakto? spytał.
— Gdzieby to nam jechać, na takie jaśnie wielmożne polowanie! mówił ten sam gruby jegomość — Sami tam Xiążęta i grafy i grafiątka; gdzie to tam się biédnéj ślachcie mieszać!
— O! a gdyby cię zaprosili, panie Antoni, rzekł ktoś drugi, to byś pojechał przecie, i jeszcze byś się pysznił.
— Pojechałbym jak na komedję, odpowiedział jegomość gruby z bakembardami, a co pysznić się, to nie byłoby z czego.
— Otoż to nabiją zwierzyny! mówił ktoś inny.