Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kacij, mogli podziwiać arcydzieła włóczkowe Marszałkównéj.
— Moja córka, rzekł Marszałek uśmiéchając się.
— Co za szczęśliwe podobieństwo do ojca rzekł August.
Marszałek z przyzwoitą skromnością się uśmiéchnął. Przystąpiono do śniadania, które się zalecało doborem materjałów, drogo, jak sam Marszałek powiadał, bardzo drogo skupionych.
— Ten sér, niech pan powącha — Chester prawdziwy — Hrabia niemógł się go odjeść. Z Odessy — konfitury kijowskie! od Bałabuchy, niéma jak kijowskie. Mówią, że, do Paryża biorą konfitury z Kijowa! Wino — extra fein — niech no pan raczy skosztować —
I tak daléj.
Marszałkowa z przyzwoitą powagą, to się w pół uśmiéchała, to kiwała głową; to spoglądała na córkę. Adelaida ukradkiem mierzyła oczyma Stasia, i ona także, w każdym przybywającym lękała się kochanka, bała się natrętnego męża! mierzyła więc oczyma przybyłego ciekawie, chciwie, ale tak