Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, a co tam nowego —
— Nowy podatek, rzekł uśmiéchając się pan Alojzy.
— A! wiém, wiém!!
W tém weszła w stroju porannym Marszałkowa i mocno się zmięszała zastawszy obcego, który ją ujrzał tak niestósownie do stanu swego ubraną — W niedostatku jednak tyftyku, pełen powagi i surowości wyraz przybrała na się, podała końce palców Panu Alojzemu do ucałowania i zamruczawszy coś na ucho mężowi, pośpieszyła uciec drugiemi drzwiami. —
— Oto Panie gospodynia — rzekł Marszałek — gospodynia! Dobry ja gospodarz, ale i ona! A! widziałeś Panie Alojzy tę poduszkę, to nowa robota moiéj córki — Hę? prawda, że prześliczna? prawda?
— Jak kupna — odpowiedział Pan Alojzy.
O tak! moja Adelaida inaczéj nie robi, wszystko jak zagraniczne, jak kupne. To cudo talentów ta dziewczyna! A widziałeś nową karetę wiedeńską Panie Alojzy, za którą zapła-