Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wszystkich gwałtowniejszych roskoszy, po których nieodmiennie, idzie smutek, zawody, boleść; ograniczam się spokojem, uciekam od ścisłych związków nawet, bo, jak to już nie jedna czuła pani uważała, lepiéj niemiéć pieska, niż patrzéć jak zdycha albo się wścieka. Wyrzekam się więc wszystkich piesków, żeby ich nie tracić.
Somme toute, odrzekł Staś, bojąc się niestrawności, wujaszek głodem się morzy. Okropne tchórzostwo i szkaradny egoizm.
— Pozwalam, ale to egoizm rozsądnego, zimnego, wyrachowanego człowieka, cale różny od egoizmu trzpiota, co jak łakomy lub głodny żołniérz, sadza rękę w ukrop, aby z niego kawałek mięsa, często tylko kawałek kości wyciągnąć. Namawiać cię do mego sposobu życia nie myślę, Stasiu. —
— Bo to by było napróżno, jak wujaszka kocham, zawołał Staś — na to potrzeba być predestynowanym. —
Chwilę milczeli oba, potém Staś zaczął się rozpytywać o sąsiedztwo.