Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już tak jak wszystko powiedziałem, niemcy kończąc wychowanie moje, albo mnie nie dowarzyli, ale przegotowali, bo czuję że nie tak jestem, jak bym być powinien. Straszniem obcy w kraju, nic i nikogo nieznam. Świat tutéjszy, tak różny od tego w którym żyłem, jest dla mnie podziwieniem i zagadką. Zbijam się z tropu co chwila. Ot tak po prawdzie, wujaszku, i to mnie do ciebie przygnało, że chciałem, abyś mnie trochę z tutejszymi ludźmi i światem oswoił, obeznał. —
— Myślisz że go znam i pojmuję lepiéj od ciebie? rzekł szydersko Pan August, — Mylisz się bardzo. Zapewne, widziałem więcéj, zrozumiałem głębiéj, to co ty nazywasz nanaszym światem, ale wierz mi, jest i dla mnie w nim wiele tajemnic.
— Ale bo dla mnie wujaszku, wszystko tu tajemnicą, rzekł Stanisław. Niech mnie licho porwie. —
— To złe wyrażenie, rzekł wuj, przebija się bursz w tobie. —
— O! niezapiéram się tego, wolę to, niż — Ale wracam do rzeczy — Dla mnie