Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wiedziałam dokąd — bom nie umiała poradzić sobie, myślałam że im do większego pojadę miasta, tém łatwiéj mi będzie o korzystną służbę; najęłam żyda, co mnie miał zawieść do Warszawy.
Dawno to już temu, bardzo dawno, ale gdy wspomnę wyjazd mój z domu, serce mi się kraje jeszcze. Nowy nabywca niecierpliwie pragnący mnie się pozbyć, stał w progu naszego dworku; na dziedzińcu bryczka żydowska do któréj kładli rzeczy moje. Nikogo krewnego, nikogo życzliwego przy mnie, coby pożegnał i pobłogosławił, na długo nieznajomą drogę.
Tyras, stare poczciwe psisko, zdechł zaraz po ojcowskim pogrzebie, Tomek był kędyś na służbie, anim go nawet widziała. Stryj Jan ciągle chorzał — Chmurnym dniem późnéj jesieni, siadłam płacząc do bryki, i po błocie wyjechałam nie patrząc nawet już na nasz pusty, osiérocony, a dawniéj tak wesoły dworek.