Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Redaktor, porzucić zupełnie Karusię, ale ta rada miałaby minę interessowaną, przekonasz się jednak kiedyś, że jest zdrową. Doskonale wiém, że sam bym jéj nie posłuchał i darmo nie daję. — Zobaczysz co to jest wziąść sobie na kark ubogą a piękną dziewczynę, z którą miłostki są rzeczą bez imienia, a otoczone tysiącem niebezpieczeństw, nieprzyjemności. —
— Sam przecie byłeś w mojém położeniu. —
— Przepraszam — to całkiem co innego — Nigdym jéj nie proponował uciekać, i gdyby mi to było sama zaproponowała, jabym od niéj uciékł. Dodaj, że jestem nie żonaty, a przeto daleko swobodniéjszy — Porachowałżeś się z następnościami?
— Ale to nie pora prawić morały, które ja doskonale wiém wszystkie, a słuchać ich nie myślę.
— Prawda, wróćmy do rzeczy — Najmij jéj inne mieszkanie i daj sługę. Tam to nadto