Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak prędko wyjechać niemogę, rzekł zakłopotany Staś — mogli by się opatrzéć, domyśléć, a potém, interessa.
— A jak dłużéj posiedzim, to albo ja się z nudów rozchoruję — albo. —
— Albo co, Karuniu. —
— Ja się tak boję, żeby mnie nie szukali przez policją, nie odkryli — Choć to w kątku, ale i tędy ludzie chodzą — czasem ktokolwiek najrzy, powié. —
— Warszawa wielka.
— Ciągle tędy ludzie chodzą. Zmiłuj się Panie jedźmy, ty niewiész, jak mnie po mojém dawném życiu okrutnie, okrutnie nudno, siedziéć zamkniętéj w izdebce i do nikogo nie przemówić słowa, i nikogo nie widziéć, nie słyszéć rozmów, turkotu powozów, śmiéchów ludzi — Zdaje mi się, że cały świat wymarł i jam tylko została sama jedna — Chodzę, chodzę, płaczę i oczy wypłaczę. —
To mówiąc tuliła się znowu do niego i