Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niéma niebezpieczeństwa, rzekł — nasze się skończyło, a twoje się zaczęło —
Karusia spójrzała ukradkiem na Tymka, jakby mówiła:
— Patrzcie co za kłamca!
— Kiedyś się i wasze skończy! — dodał Tymek.
O! proszęż tego nie gadać — zawołała Karusia — a cóżbym ja poczęła?
— Poczęłabyś co nowego, rzekł Staś obojętnie, i nie płakałabyś pewnie ani dwóch godzin po mnie.
— O! proszę pana, na co to mówić takie rzeczy — pan wiész.
— Ja wiém, że nie płakałabyś pewnie! Chyba, póty, póki by ci się kto drugi nienawinął. A miałabyś ich tyle!
Ostatnie słowa Stasia rozweseliły Karusię, która się rozśmiała i spójrzała w zwierciadło.
— Nie prawda, że mi w téj sukni do twarzy. Matka mnie zrana nie poznała. Brak