Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochę piéniędzy. A ojcowie, matki, żony, dzieci, płaczą — oni się śmieją — upadek pod niémi toczy powoli głęboko przepaść, śmieją się jeszcze — szacunek publiczny rozsuwa się w około — śmieją się! Zawsze się śmieją! Głupcy! nic dla nich niéma nad stolik gry i stos kart na świecie. Namiętność jé ich powolnie, wyżéra życie, rozum, obala, a na łożu choroby, w obliczu śmierci, oni grają jeszcze.
O straszny to dramat, o przeraźliwy i dziwny widok, patrząc nań ledwie mu wierzyć można,
I potém dziwują się ludzie, upadkowi majętności rodzin, demoralizacij — Cóż dziwnego, piéniądz traci w oczach waszych cenę, wartość swoją, ón nie reprezentuje pracy, ale wystawia wam nasycenie głupiéj namiętności — niémacie czasu go zapracować, a macie czas go trwonić. Od was uczą się otaczający i złe jak pożar idzie wielkiém kołem daléj a daléj. Narzekacie